Dzisiaj mogę Wam już zdradzić, że mój pobyt w Irlandii był związany z zaproszeniem na polsko-irlandzki ślub i wesele.

Wszystko odbywało się z dala od miasta w zabytkowych zabudowaniach dawnej farmy, przerobionych obecnie na hotel.

Przyjechaliśmy tam późną nocą i wszystko wydawało się bardzo tajemnicze.

Łóżko z baldachimem, w pokoju, do którego wchodziło się od razu ze ścieżki między zabudowaniami, robiło niesamowite wrażenie.

Gdy obudziłam się rano, przywitało mnie piękne słońce, które w Irlandii jest rzadkością.

Przy wejściu do mojego pokoju i wokół widać było mnóstwo bujnie rosnącej roślinności.

Nieopodal pasło się kilka bardzo przyjaźnie nastawionych do ludzi osiołków.

Na początku chciałam zobaczyć, gdzie będzie odbywał się ślub.

Okazało się, że sala jest już przystrojona i czeka na uroczystość zaślubin.

Obok jest dobrze zaopatrzony bar, w którym można zamówić dodatkowe drinki.

A tak wyglądały stoły. Miałam wielką przyjemność siedzieć – przy głównym, niedaleko zaślubionych sobie osób.

Zajrzałam także do toalety, w której przygotowany był koszyk pierwszej pomocy, a w nim, jak widzicie same przydatne podczas wesela rzeczy.

Wkrótce zajechał samochód i wysiadły z niego dwie piękne dziewczyny.

Parę minut później zaczął się ślub.

Jak widzicie były dwie panny młode, każda w innej sukni ślubnej.

Ponieważ jestem osobą dyskretną, z wesela umieściłam tylko jedno zdjęcie. Tort jest “niewyraźny”, bo i my byliśmy już “niewyraźni”.

Następnego dnia przenieśliśmy się już do innego hotelu.

Tym razem pokój, w którym zamieszkałam, miał już typowy wystrój.

Tego dnia odbyły się “poprawiny”, na które wybraliśmy się do irlandzkiego pub’u.

A tak wyglądał w środku.

Tutaj także byłam już “niewyraźna”, a może raczej osoba, która robiła mi zdjęcie.

Bardzo miło wspominam ten ślub, jego niesamowitą atmosferę i wspaniałą zabawę na weselu i poprawinach.  Na pewno na długo zostanie mi w pamięci.

Życzę Wam dziewczyny, abyście kochały się do końca świata i jeszcze dłużej.