Relację z pobytu w Irlandii pokaże Wam w dwóch częściach, bo okazało się, że jest zbyt dużo zdjęć, aby zmieścić je w jednym poście. Pojechałam tam tylko na kilka dni z bagażem podręcznym, więc nie spodziewajcie się specjalnych stylizacji. Wylądowałam w mieście Cork, do którego z Wrocławia można dolecieć po niemalże 3 godzinach lotu, dwa razy w tygodniu.

To miasto jest drugie co do wielkości po Dublinie, a przez swoja niską zabudowę sprawia wrażenie dużo mniejszego.

Tak wygląda przeciętna ulica.

A powyżej Katedra Św. Finbara. Trawa przed nią jest zachwycająco miękka i zaskakująco mocno ugina się pod stopami.

Niestety ze średniowiecznego kościoła nic nie zostało. We współczesnym warto natomiast obejrzeć piękne witraże.

W mieście jest kilka rozlewisk rzeki, w których podobno buszują szczury.

Powyżej możecie zobaczyć English Market, którego korzenie sięgają 1788 roku. Po pożarze w 1980 roku został pieczołowicie odnowiony. Uroku dodaje mu przede wszystkim wiktoriańskie sklepienie. Warto tu przyjść, aby zaopatrzyć się w lokalne produkty lub zjeść lunch w restauracjach na antresoli.

A to żabnica, potocznie zwana teściową. Ma trochę niesamowity wygląd, Nie miałabym odwagi jej zjeść.

Na targu można także zaopatrzyć się w inne produkty.

Zwróćcie też uwagę na dorodne kwiaty Hortensji. Te, które rosną tutaj są bardzo duże. Spotkałam je w miejscowości KIN SALE, którą także odwiedziłam.

Po powrocie do Cork’u, pochodziłam trochę po sklepach, aby zrobić małe zakupy.

W Irlandzkim Pub’ie, oprócz piwa  smakował mi także Cydr.

Oczywiście musiałam także pojechać nad morze zobaczyć tutejsze klify.

Zachwyciła mnie tam kolorowa roślinność, która rośnie na zboczach.

Widoki były wspaniałe, lecz także trochę przerażające, ze względu na wysokość (zdjęcie tego nie oddaje).

Nie odważyłam się podejść tak blisko, jak ta mewa na zdjęciu :).

Podobno z tej skały skacze tu do morza wielu samobójców.

To było dla mnie niesamowite przeżycie.

Następnie pojechaliśmy na plażę, na której zaręczył się chłopak, który nas tu przywiózł (Polak pracujący w Irlandii 11 lat). Woda zimna, ale nie przeszkadzało to kilku Irlandczykom kąpać się w niej. W końcu, to dla nich lato. Dla mnie temperatura powietrza 15-18 stopni, to jednak zbyt mało.

W tej samej nadmorskiej miejscowości odwiedziłam także port jachtowy, gdzie podobno przechowuje swój jacht George Clooney.

Potem oczywiście lunch w rybnej restauracji (mule i ryba panierowana na sałacie).

Ostatni rzut oka na port i dalej w drogę.

To katedra, którą wybudowano nad samym morzem w miejscowości COBH.

A to jej piękne, strzeliste wnętrze.

Tutaj mieści się także port, z którego przed laty odpłynął Titanic.

Zwróćcie uwagę tą starą zabudowę domów obok katedry.

Ten pomnik został wybudowany, aby upamiętnić odpłynięcie z tego miejsca Titanic’a. Jest nawet małe muzeum, które niestety było już zamknięte.

Zwróćcie także uwagę na roślinność. W Polsce raczej nie rosną takie duże juki. Tutaj bez przerwy pada, choć w czasie zwiedzania wyszło słońce, więc są sprzyjające warunki, aby rośliny były dorodne.

A to jeden z wielu statków, które obecnie tam pływają.

W drugiej części relacji z Irlandii (w następnym poście) pokażę Wam powód, dla którego tam pojechałam. Zapraszam jeszcze w tym tygodniu.