Ostatnio schudłam 6 kg i w związku z tym dostaję mnóstwo maili z zapytaniem, jak to zrobiłam. Dlatego dzisiaj przygotowałam na ten temat post. Nie będzie to przepis na jakąś  dietę, czy polecenie Wam jakiś cudownych tabletek na odchudzanie, ale krok po kroku, co i dlaczego zmieniłam w swoim życiu.

ba

fot.Luiza Różycka

Urodziłam się z wagą 1090 gr. Podobno mieściłam się na jednej dłoni mojego taty. Miałam taką niską wagę, bo drugą połowę brzucha mojej mamy zajmował mój brat bliźniak, który  po porodzie ważył 2,5 kg. Jak więc widzicie, byłam filigranowym niemowlęciem,. a potem dziewczynką i młodą kobietą. Przy wzroście 160 cm, ważyłam w dzień ślubu 45 kg. Piszę to wszystko, abyście mieli odniesienie do mojej późniejszej wagi.

Po 40 roku życia zaczęłam przybierać na wadze, aż do 62 kg /czasem nawet 65 kg/, co dla mnie było już niemalże otyłością. Czułam się z tym niedobrze, a na dodatek coraz bardziej rósł mi brzuch. Robił się mocno wystający. Do tego niedawno dołączyły się problemy gastryczne /np wzdęcia i nie tylko/. Dodatkowo zaczęłam mieć niesmak w ustach i obłożony na biało język. Zaczęłam chodzić po lekarzach, którzy oczywiście twierdzili, że tak ma być, że muszę się z tym pogodzić, bo przecież “starość nie radość”, tym bardziej, że moje wyniki badań były bardzo dobre. Nie będę Wam tu opisywać, jakie konkretnie miałam dolegliwości, bo nie chce Was zanudzać, ale ogólnie zaczęłam się czuć coraz gorzej.

Pewnego dnia po kolejnym badaniu /z wynikiem pozytywnym/ zaczęłam się zastanawiać i czytać w internecie, co mogą oznaczać poszczególne objawy i dlaczego występują. Poświęciłam temu naprawdę dużo czasu i doszłam do następujących wniosków.

1. Piję za mało płynów. W czasie dnia piłam 3-4 szklanki i to przeważnie kawy lub mocnej czarnej herbaty.

2. Niepotrzebnie słodzę, bo przecież to może jakaś grzybica organizmu, a grzyb żywi się się głównie cukrem.

3. A może to nietolerancja glutenu /wzdęcia itd./?

4 /Może trzeba unikać tych strasznych wędlin /jestem mięsożerna/ i jeść więcej ryb,

5/ Jem za mało owoców i jarzyn, więc może warto zacząć je jeść, bo może brak mi błonnika.

6/ A może spróbować jeść więcej posiłków z parowara, a nie z patelni.

Postanowiłam kupić do kuchni dwa sprzęty: wyciskarkę /nie sokowirówkę/ do owoców i jarzyn i parowar.

Na początku zaczęłam powoli przyzwyczajać się do picia większej ilości płynów. Nie było to łatwe, bo do tej pory nie miałam takiego nawyku i potrzeby. Do wody mineralnej wciskałam cytrynę plus wrzucałam kilka listków mięty i szklanki z tak przygotowanym napojem rozstawiałam w różnych miejscach domu, aby zawsze mieć je pod ręką. Gdy wychodziłam z domu, zawsze brałam ze sobą tak przygotowany napój. Po około tygodniu przyzwyczajania się doszłam do ilości 2 litrów plus 3-4 szklanki innych napojów. Ale uwaga, podobno można się także przewodnić, więc, gdybyście zaczęli pić wodę w dużych ilościach, musicie dostosować jej ilość do swojego organizmu. Mnie wystarczy 1,5 do 2 litrów dziennie. Zrezygnowałam ze słodzenia i ponieważ przestała mi smakować czarna herbata, zastąpiłam ją sokami i herbatkami ziołowymi, czy owocowymi.

Następnym krokiem było wycofanie z diety pszenicy. Przeczytałam artykuł, że dzisiejsza pszenica nie ma nic wspólnego z tą z dawnych lat do tego stopnia, że spożywana w dużych ilościach /chleb, makarony, wypieki/, może szkodzić. Miedzy innymi powodować problemy kardiologiczne i cukrzycę, wzdęcia, problemy z jelitami /zatykać je/. Zaczęłam kupować chleb tylko orkiszowy i żytni. Zauważyłam, że ponieważ ten chleb jest bardziej zbity niż pszenny, jem go o połowę mniej i nie jestem głodna.

Zaczęłam również unikać wędlin /mięsa – nie, bo jestem mięsożerna/, zamieniając je na ryby. A jeśli mam ochotę na wędlinę, piekę kawałek schabu, czy innego mięsa i jem go na zimno. Postanowiłam również jeść więcej kasz niż makaronów i ziemniaków.

Zakochałam się także w sokach z wyciskarki, bo są przepyszne. Są o wiele lepsze i zdrowsze, niż te z sokowirówki. Szkoda, że nie wiedziałam tego wcześniej. Piję teraz raz dziennie dużą szklankę soku z owoców i szklankę soku chlorofilowego /z zielonych warzyw/. Nie dość, że znacznie poprawiła mi się cera, to po takiej dawce owoców i warzyw mam dużo więcej energii, niż po mocnej kawie.

Dużo dań przygotowuję z parowara i bardzo mi smakują, bo nie miałam pojęcia, że takie dania nie dość, że są zdrowe, to na dodatek mają wspaniały smak, pod warunkiem, że się je odpowiednio przyprawi. Słodycze, to teraz głównie gorzka czekolada /raz w tygodniu/ i raz na jakiś czas lody. Nie mam teraz nawet na nie ochoty, bo dużo fruktozy zawierają soki owocowe, więc dostarczam organizmowi dostateczną ilość, ale zdrowego cukru.

Mięso piekę w piecyku, albo robię na grillu. I wiecie co, jem teraz dużo mniej i zupełnie nie jestem głodna.

Jaki jest efekt tych zmian? Mam więcej energii, w ciągu półtora miesiąca schudłam 6 kg, mam lepszą cerę, włosy i paznokcie, skończyły się wzdęcia /zmalał mi brzuch/, zapomniałam już o innych kłopotach gastrycznych /problemy z jelitami /, a także zniknął osad na języku i słono-metaliczny smak w ustach. Czuję się zdrowsza, a przy okazji lepiej wyglądam.

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was długim tekstem. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, piszcie w komentarzach, chętnie na nie odpowiem. A może podacie jakieś swoje sposoby na schudnięcie?

Miłego dnia.