Przepraszam, że tak długo zwlekałam z tą relacją, ale na pewno wiecie, jak to jest po wakacjach, gdy dokona się na sobie, jak to ktoś powiedział,  detoksu mentalnego. Powrót do rzeczywistości nie jest wtedy łatwy, tym bardziej, że ta rzeczywistość znacznie różni się od tego, co przeżywało się przez ostatnie dwa tygodnie i na dodatek w innym klimacie.

W tym roku wybrałam się na kolejną wyspę grecką – Korfu. To chyba najbardziej zielona z nich.

Przyjechaliśmy w nocy i widzieliśmy tylko recepcję hotelu.

Gdy rano wyszłam na taras, widok niemalże powalił mnie na kolana. Przede mną rozciągała się przepiękna morska zatoka.

Hotel składał się z niewielkich budynków położonych na kilku poziomach (wysokości ok 15 pięter).

Zaraz po śniadaniu poszłam na plażę.

W takich okolicznościach przyrody sok wyciskany z pomarańczy i kawa  smakowały doskonale, że nie wspomnę o ciasteczkach i czekoladkach (na urlopie pozwalam sobie na takie przyjemności).

To jedna z restauracji, która mieści się zaraz przy plaży.

Można w niej zjeść lunch w ciągu dnia,

lub napić się wybranego drinka.

Przezroczysta i cieplutka woda w morzu zachęcała do kąpieli.

A to tutejszy piesek, który często przychodził na plażę pobiegać lub wykapać się w morzu. Nazwaliśmy go Łobuz, bo bez przerwy kradł  coś z leżaków.

To bardzo przyjemne miejsce.

Szczególnie przydatne, gdy chce się nieco odpocząć od upału i słońca.

A teraz trochę o modzie. Oczywiście nie każda z nas ma taką figurę, jak ta dziewczyna na zdjęciu, wiele kobiet jednak, z bardzo różnymi figurami, nie przejmując się niczym, nosiło bikini, co  nie zawsze wyglądało dobrze. W tym roku królowały kostiumy kąpielowe w zimnych,  rzucających się w oczy kolorach (czerwony, żółty, kobaltowy).

Część kobiet  z kolei zakrywało się obszernymi tunikami z bardzo modnym obecnie hiszpańskim dekoltem. Moim zdaniem takiego dekoltu nie powinna nosić kobieta ze zbyt szerokimi i potężnymi ramionami, bo jeszcze bardziej optycznie je poszerza.

Były i takie, które po prostu siedziały w ręcznikach i tylko można było podziwiać ich wytrzymałość na upał. A propos ten po prawej w niebieskim ręczniku to facet :))))).

Ja wolałam założyć lekkie pareo, które kupiłam w zeszłym roku na Krecie. Zresztą nosiłam je tylko do restauracji przy plaży, gdzie także serwowano lunch.

Woda w morzu codziennie była w innym kolorze. Od kobaltu do zieleni.

Z plaży, na górę woziła nas szklana winda. Na najwyżej położony taras, gdzie znajdowały się restauracje, bary i baseny, jechała 4,5 minuty. Można było także przejechać się tam melexem lub samochodem (ok 1 minuty).

Winda przeznaczona była tylko dla osób, które nie mają lęku wysokości.  Bardzo lubiłam nią jeździć, bo można było przy okazji podziwiać piękne widoki.

Im byliśmy wyżej, tym były piękniejsze.

Nakręciłam nawet film z przejazdu i pokażę go Wam na FB.

My mieszkaliśmy na 2 poziomie, tj. odpowiedniku ok 5 pietra.

Jadąc na plażę codziennie mieliśmy przed sobą ten widok.

Czasem, gdy wracaliśmy  z plaży wieczorem, bardzo przydatna okazywała się długa koszula, którą zaprezentowałam Wam w poprzednim poście. 100 % bawełny zapewniało, że nie było mi w niej za gorąco.

A to widok z bocznego okna windy na naszym poziomie.

Niektóre pokoje hotelowe miały własne baseny.

Na najwyższym poziomie, oprócz recepcji mieściło się też kilka restauracji i barów.

Tutaj także można było opalać się przy basenach. Podziwiałam tych ludzi, którzy podczas pobytu ani razu nie wykapali się w morzu i smażyli się tu na pełnym słońcu, jak na patelni. Ja wytrzymałam tu tylko dwie godziny.

Taki widok rozciągał się z najwyższego poziomu.

Za ta szklaną szybą była już tylko przepaść. Dobrze, że to hotel tylko dla dorosłych, bo bałabym się o ewentualnie biegające przy basenie dzieci.

Na najwyższym poziomie były także miejsca gdzie można było odpocząć, przeczytać książkę przy kawie, lub zagrać w gry towarzyskie.

Cały czas działały bary hotelowe i na każde żądanie można było zamówić coś nawet z usługą przyniesienia do leżaka (all inclusive).

Tutaj także można było zjeść śniadanie, lunch i kolację korzystając z niesamowitego wyboru potraw.

Hotel ozdabiały także drzewka pomarańczowe.

Tutaj także można było spotkać 5 malutkich kotków, które wygrzewały się na ciepłych kamieniach i ławkach.

Wokół głównego tarasu było także kilka mniejszych z leżakami, które zapewniały ciszę i piękne widoki.

Różne ich poziomy dawały możliwość podziwiania dowolnie wybranych krajobrazów.

Można było także, popijając drinka, podziwiać skaliste zbocza gór, które nocą były także oświetlone.

Ten widok płynącej motorówki najbardziej utkwił mi w pamięci (to jedno z ostatnich moich zdjęć).

Do pokoju wracałam tylko po plaży, czasem po masażu i aby przebrać się na kolację.

Wtedy zaczynał się już zachód słońca i niebo stawało się różowe.

Zazwyczaj wtedy ubierałam się w jakąś letnią sukienkę lub kombinezon. Mężczyźni obowiązkowo musieli nosić do restauracji długie spodnie.

Codziennie wieczorem, w barowej restauracji odbywały się występy. Powyżej fragment wieczoru operowego. Był też jazz, rock i koncerty fortepianowe.

Najbardziej zjawiskowy był zachód słońca.

Za każdym razem promienie słońca tworzyły na niebie piękne obrazy.

Takie widoki towarzyszyły nam zawsze w czasie kolacji. Nigdy tego nie zapomnę.

Wieczorem siadaliśmy w barze,

gdzie można było wypić wybranego drinka.

Słuchając muzyki pod gwiazdami i obserwując zachody słońca można było rzeczywiście doskonale wypocząć i zresetować się mentalnie.

A to już ostatnie chwile przed wyjazdem. Nad ranem z gór spływają chmury, nie zwiastują one jednak zmiany pogody. Około godziny 9-tej wyjdzie pełne słońce, ale niestety nas już tu nie będzie.

Do zobaczenia Grecjo w przyszłym roku. Może uda nam się odwiedzić następną grecką wyspę.

Zapraszam Was na moją stronę na FB (Moda po ludzku), a także profil na IG (balakierkrystyna).