Ponieważ teraz mam o wiele więcej czasu, a co za tym idzie, częściej odwiedzam swój ogród (niestety moja firma nadal nie działa), zauważyłam, że zaczynam dostrzegać w nim nawet najmniejsze zmiany. Dopiero teraz widzę ile cudownych stworzonek codziennie go odwiedza. Dzisiaj na przykład po deszczu hurtowo “wpadły” do mnie ślimaki.

Cudownie mieć teraz czas na to, aby je poobserwować.

Czasem przychodzą także inne stworzenia. Na przykład –  pająk (za nimi nie specjalnie przepadam). Niestety czasem – także kleszcze (ich naprawdę nie lubię).

I choć jak wszyscy wiemy, winniczki są bardzo dobre do jedzenia, nie przyszło mi do głowy, aby je w tym celu łapać. Zobaczcie jak cudownie wyglądają, gdy tak powoli przemierzają trawnik ogrodu. Poza tym obserwowanie ich bardzo odstresowuje i pozwala zapomnieć o smutnych i przerażających rzeczach.

Tym razem, jeśli chodzi o przygotowywane własnoręcznie kulinaria, prawdziwym hitem okazały się słone paluchy. Przepis na nie dostałam od koleżanki, która wiele lat mieszkała we Włoszech i tam nauczyła się je piec. Są świetne do pogryzania do kawy, herbaty, czy różnych sosów. No i fajnie wyglądają w dzbanku. Mogą być w przyszłości ozdobą stołu, gdy wreszcie będziemy mogli urządzić  przyjęcie dla przyjaciół.

A to przepis na nie: 6 g suchych drożdży, 3 łyżeczki oliwy, 1,5 łyżeczki soli, 650 g maki pszennej (najlepiej sprawdzi się typ 750), 300 ml letniej wody, ewentualnie suszone zioła lub czosnek do smaku. Tym razem dodałam suszone pomidory z czosnkiem. Wyrabiamy składniki (najlepiej w mikserze) 5-7 minut, a potem odstawiamy do wyrośnięcia na minimum 2 godziny. Następnie wyrabiamy jeszcze przez chwilę na posypanej mąką stolnicy. Potem dzielimy ciasto na porcje ok 30 g i formujemy wałeczki, które dobrze jest posmarować olejem lub oliwą i posypać grubą, morską solą. Mam nadzieję, że będą nie tylko pięknie wyglądać, ale także dobrze Wam smakować.

W tym tygodniu także jedliśmy przepyszne “jabłka w cieście”. Przepis dostałam od córci, która dość często przyrządza je dla swoich dzieci. Można je dodatkowo posypać cukrem pudrem, czy cynamonem. Przepis: 300g maki pszennej plus dodatkowo jej 5 czubatych łyżek, 30g świeżych lub 7 g suchych drożdży, 1,5 szklanki mleka, 5 czubatych łyżek cukru, 2 duże winne jabłka, olej do smażenia i cukier puder do posypania. W garnuszku należy podgrzać mleko, następnie dodać do niego cukier, drożdże oraz 5 łyżek mąki. Teraz odstawiamy go na 15-20 minut. Jabłka należy w między czasie zetrzeć na grubej tarce. Do miski wsypujemy teraz pozostałą mąkę, dodajemy mleko z drożdżami i wyrabiamy lekkie ciasto. Na końcu dodajemy jabłka i odstawiamy na 20 minut do wyrośnięcia. Placki pieczemy na oleju, na małym gazie. Po upieczeniu posypujemy je sowicie cukrem-pudrem. Smacznego.

Upiekłam także, moim zdaniem najlepsze dotąd, bułeczki-kajzerki. Przepis otrzymałam od znajomej z facebooka i może nie wyglądają na zdjęciu zbyt pięknie, ale za to są bardzo smaczne i nie czerstwieją zbyt szybko.

Przepis: 450 g mąki pszennej, 190 ml letniej wody, 6g suchych lub 20 g świeżych drożdży, 1 i 1/2 łyżeczki cukru, łyżeczka soli, 1 jajko, 2 łyżki masła w pokojowej temperaturze. Wszystkie składniki wyrabiamy przez 5 minut w mikserze lub misce. Następnie odstawiamy je na 10 minut i znowu wyrabiamy przez 5 minut. Teraz wkładamy je do posmarowanej olejem miski na 1 godzinę do wyrośnięcia. Gdy ciasto już wyrośnie dzielimy je na 8 części. Z każdej części formujemy kulę i lekko ją spłaszczamy, a następnie układamy na blasze z papierem do pieczenia. Blachę odkładamy na (dokładnie) 45 minut do wyrośnięcia pod ściereczką. Wyrośnięte bułki nacinamy i pieczemy 15-17 minut w temperaturze 225 st C.

Postanowiłam także upiec następny chleb, tym razem z tzw  “papierka”, czyli kupiłam torebkę gotowej mieszanki chlebowej, do której trzeba dodać tylko drożdże.

Oczywiście chleb wyszedł piękny, pyszny w smaku i kilka dni był świeży, ale moim zdaniem miał dwie wady.

Pierwsza to – zawierał w sobie zbyt dużo sztucznych substancji, a poza tym jego cena nie była zbyt zachęcająca, bo 4,90 PLN nie licząc drożdży, to trochę zbyt dużo. Wolę już chleby, które piekę sama, bo przynajmniej wiem, co w nich jest. Dlatego zachęcam Was, aby korzystać ze sprawdzonych przepisów.

Podobnie jest z babeczkami z czekolady, które kupiłam w Lidlu. Do mieszanki musiałam dodać oliwę, jajko i wodę. Wyglądają wspaniale, ale za to moim zdaniem są zbyt słodkie. Dlatego warto czasem przygotować je samemu. Zużywamy na to tyle samo czasu, ale za to mamy zdrowsze i tańsze jedzenie.

W międzyczasie przysposobiłam sobie także przyłbicę osadzając folię na okularach przeciwsłonecznych. Moim zdaniem to najprostszy sposób jej przygotowania. Jakoś bardziej przekonuje mnie ona jako ochrona twarzy, niż maseczka. Po użyciu wystarczy taką przyłbicę umyć w ciepłej wodzie i mydle i można ją użyć ponownie.

Na dzisiaj to już wszystko. Trzymajcie się cieplutko i przytulajcie się jak najczęściej do swoich bliskich, bo tak naprawdę to jest najważniesze.